środa, 27 stycznia 2016

Dlaczego kocham Czesława Mozila


Dorwałem kiedyś płytę koncertową Czesław Śpiewa w zabójczej promce (8,99 w znanej sieci salonów kulturalno-szmirowych). Płyta okraszona, jakże chwytliwym tytułem „Grać, nie srać” jest zbiorem nagrań koncertowych z okresu 2012-2013, podczas licznych tras koncertowych zespołu, od występów na, za przeproszeniem, pypidówach, do koncertów w większych mieścinach. 

Od płyta i tyle, zbiór ich największych dokonań muzycznych od czasu angielskojęzycznych wydawnictw nagrywanych jeszcze na emigracji w Danii, do krążka „Czesław Śpiewa Miłosza”, w którym Mozil w swój własny sposób przedstawia wiersze tytułowego poety, ale to temat na inny czas. To nie jest też recenzja tej płyty, dlatego no nie będę wam specjalnie opowiadał, co i jak jest źle w tej płycie, czy dlaczego warto ją kupić i te de i te pe. Chciałem za to wam odpowiedzieć na tytułowe pytanie: Dlaczego kocham Czesława?

1.       Za muzykę. Jest absolutnie unikatowym zjawiskiem polskiej muzyki. Ciężko znaleźć artystów z kraju nad Wisłą, którzy w tak elastyczny sposób bawią się konwersją muzyki, tworząc przyjemne melodie, z zacięciem humorystycznym, ale potrafiące wzruszyć i pouczyć, korzystając na dodatek z katalogu żywych instrumentów. Utwory Czesława nie są możliwe do skatalogowania. Nie jest to po prostu pop, nawet superhipermega alternatywny, no just nie. Nie mogę postawić Mozila obok jakiegoś Grzegorza Hyżego czy innego rudego. No nie. Nie jest to też kabaret, bo za dużo tam geniuszu muzycznego i mądrości. Nie są to te ballady czy poezja śpiewania, bo za dużo tam fuzji gatunków odbiegających od formy przedstawiania słów z dodatkiem muzyki. Czesław to po prostu Czesław.

2.       Za osobowość. Nie miałem okazji być osobiście na koncercie Cześka (Czesiek to jest twoja matka – kto wie ten wie, pozdro). Niestety. Wynagrodziłem sobie te nieobecności płytą. Wiele słyszałem o tych jego gadkach na koncertach, mam jutuba.. hallo? Głośno było jak wyzywał te emigrantki w Anglii albo się najebał. Ale słuchając całej płyty i zanurzając się w gęstym i porytym klimacie jego występów dopiero zrozumiałem, o co nim chodzi. On jest szurnięty. Jebnięty. Ma kukunamuniu czy inne choroby weneryczne. Jak ja. Bez chorób. Ale jednocześnie obdarzony jest ogromnym intelektem i doprawiony bardzo nie polska mentalnością. Z połączenia tych składników powstał twór, którego charyzma wylewa się ze słuchawek i głośników potokiem porywistym i śmiercionośnym. Jest szalony, zabawny, kreatywny i charyzmatyczny.

3.       Za szczerość. Miewam gorsze dni. Miewam kaca i czasami nawet nie moralnego. Łapie też czasami przeziębienie. Mam też czasami wyjątkowo zajebisty dzień, tak dla odmiany. Tylko ludzie ze szklanych ekranów są nieskazitelni. Wychodzą na czerwone dywany z pięknymi zębami i wcięciami w talii. Ale Czesław nie jest z czerwonego dywanu. On mnie nie oszukuje. On się myli. „Grać, nie srać” pokazuje że muzyk może się potknąć, pomylić. Tak jak w życiu.  Czesław czasami rzuca suchy żart, przynajmniej nie opowiada tego samego dowcipu od trzech koncertów. Czesław może powiedzieć że dzisiaj nie było zajebistego koncertu, dobrej współpracy, bo dla niego nie ma „[wpisz nazwę swojej miejscowości], you’re the best”. Mozil jest prawdziwy.


Ps. Na dowód tego wszystkiego, kup sobie, ściągnij z torrentów czy coś, płytę „Grać, nie srać”. Zobacz posłuchaj Czesława, ale nie takiego dziwaka z x-factora, tylko artystę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz